sobota, 9 listopada 2013

od Hope do Shade'a

Kiedy usłyszałam, że idzie zapolować zakuło mnie serce. Już prawie zapomniałam, że przecież on żywi się krwią... Krwią niewinnych stworzeń. Ciarki przeszły mi po plecach. Ale mimo wszystko nie potrafiłam go nienawidzić... Nie potrafiłam się tym brzydzić. Kochałam go. I to było silniejsze od wszystkich złych uczuć. Zwalczało całą niepewność. Chciałam być przy nim. Tylko to się liczyło.
I w tej chwili zorientowałam się, że jestem sama w domu.
Przypomniałam sobie, że zostawiłam otwarte okno w sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam szybko zamknąć okno.
Po dzisiejszym dniu wolałam nie ryzykować. Kiedy Shade przyjdzie, zapuka... Usłyszę jego głos i będę wiedziała, że mogę otworzyć. Poza tym robi się późno. Może zdecyduje się przyjść dopiero rano.
Rozmyślając na ten temat weszłam do sypialni. Poczułam chłód. Nie rozglądając się po pokoju, szybko zamknęłam okno. I wtedy coś usłyszałam. Zza moich pleców.
Odwróciłam się i zdążyłam jedynie pisnąć głośno z przerażenia. Duże, zimne dłonie chwyciły mnie za ramiona i rzuciły mną o ziemię.
Przy okazji upadku, czubkiem głowy uderzyłam w kant łóżka. Poczułam, jak ciepły płyn plami mi włosy. Temu uczuciu towarzyszył dość silny ból. Głównie głowy, ale w sumie cała byłam potłuczona.
Stojący przy oknie mężczyzna wziął głęboki wdech. Jego oczy nie wyglądały już ludzko. Wyglądały jak oczy zwierzęcia.
Wampir - pomyślałam. Wyczuł moją krew.
- Shade! -Krzyknęłam, z trudem wydając dźwięk, przez zaciśnięte ze strachu gardło.- Ratuj mnie... -Dodałam niemal niesłyszalnym głosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz